31 marca 2014

38.

Marzec kończę z ponad 100-kilometrowym przebiegiem, w tym 20-kilometrowe wybieganie z ubiegłego weekendu. Kilka treningów nie do końca udanych, kilka opuszczonych z różnych przyczyn. Na pocieszenie były też i udane, które naprawdę dają kopa do dalszej pracy, nie tylko tej w butach biegowych. Za oknem wiosna napawa optymizmem, aż chce się żyć. Zmiany, zmiany. Trochę zmian. Przede wszystkim w treningach. Trener coś mruczał w zeszłym tygodniu, ale co dokładnie jeszcze nie wiem. Zdaję się jego wiedzę i doświadczenie. Natomiast to czego jestem pewna, to koniec czwartkowych treningów na hali na korzyść kolejnych na stadionie. Poza tym czas rozpocząć bieganie w kolcach. Może być ciężko na początku. 
 
A skoro zmiany to i plany być muszą. Po pierwsze nadchodzący kwiecień planuję przetrenować możliwie jak najlepiej. Mam motywację. Mam ogromną motywację. W ten weekend zapisałam się wreszcie na II Półmaraton śladami Bronka Malinowskiego w Grudziądzu, który odbędzie się 3 maja. W związku z tym został mi miesiąc przygotowań. Wierzę, że uda mi się przebiec go na tyle dobrze żeby po zakończeniu powiedzieć, że jestem z siebie dumna.
Maj w ogóle zapowiada się bardzo ciekawie. Aż nie mogę się go już doczekać. Pomijając długi weekend i matury to po raz drugi chcę iść na pielgrzymkę do Wiela razem z przyjaciółmi. Zeszłoroczną wspominam bardzo dobrze, dlatego z niecierpliwością wyczekuję tegorocznej. Wcześniej, bo jeszcze na początku kwietnia wpadną indywidualne przełaje. I to chyba nawet w przyszłym tygodniu. o.O Później Mila Chojnicka. Teraz natomiast uświadomiłam sobie, że Biegi Strażackie będę chyba w tym samym czasie, co półmaraton lub dzień później. Houston, we have a problem. Nie dobrze. Muszę dokładnie się dowiedzieć co i jak. 
Planuję także, zresztą tak jak rok temu, pielgrzymkę na Jasną Górę. Wtedy się nie udało. Mam nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie po mojej myśli i przeżyję niezapomniane dwa tygodnie z wspaniałymi ludźmi. 
Październik natomiast to kolejny Bieg Św. Huberta w Tucholi. Darzę go ogromnym sentymentem, nie tylko ze względu na fakt, że był to mój pierwszy start w biegu masowym, ale za organizację i świetną atmosferę. 
 W między czasie pewnie wpadną i inne biegi, o których będę pisać na bieżąco. Tymczasem robi się już późno. Łóżko wzywa. 
Dobrej nocy :)

30 marca 2014

37.

Ostatnie dni dowodzą, że do szczęścia naprawdę nie potrzeba mi wiele. Udany trening, zrozumienie, promienie słońca otulające twarz, zadowalające oceny. Tyle. Tylko a może aż?
Chociaż początek tygodnia nie był zbyt szczęśliwy, przede wszystkim ze względu na jakiegoś wirusa, który skutecznie pozbawił mnie chęci do czegokolwiek. Jeszcze w sobotę po treningu było całkiem dobrze. Wieczorem jednak zaczęłam czuć, że rano może być nieciekawie. Miałam rację. Po zjedzeniu śniadania brzuch, a dokładniej żołądek postanowił się zbuntować. Niedziela była ciężka, co spowodowało, że i w poniedziałek zostałam w dom, robiąc sobie usprawiedliwione wagary. Nie tylko od szkoły. Zaplanowanej siły też nie zrobiłam. Prędzej bym chyba, za przeproszeniem, się zrzyga niż przebiegła chociażby kilometr. We wtorek musiałam już iść do szkoły. Nie, chciałam. Chciałam też iść po niej na trening. Modliłam się cały dzień o to żeby brzuch się ulitował. Nie posłuchał. Wolałam nie ryzykować i dać sobie jeszcze jeden dzień wolnego.Dlatego pierwszy trening w tym tygodniu zrobiłam dopiero w środę i nie oszukujmy się, nie był on nadzwyczajny, wręcz przeciwnie. Ale nieważne, było minęło. Ważne jest jak się kończy a nie zaczyna, toteż wczoraj moje rozbieganie było jak dla mnie naprawdę długie. I tak, jestem z siebie dumna. 20 km w tempie 6:00/km. Powiem szczerze, że ciężko jest biec cały czas tak wolno, i musiałam walczyć z głową żeby jako tako to wyszło. Ale... Biegło się cudownie. Na krótkim rękawku, w krótkich spodenkach. Z butelką wody w ręku po raz pierwszy. Na początku ta chlupocząca woda mnie irytowała. Z czasem jednak przestało mi to przeszkadzać, a potem to się nawet cieszyłam, bo zaraz po biegu mogłam się napić :D
Chyba na stałe wpiszę tak długie wybiegania w plan treningowy. Do tej pory najdłuższe miało 13 km. To znaczy najdłuższe w tym roku, nie licząc obozowych treningów.





11 marca 2014

36.

Jeszcze w ten weekend czułam się tak dobrze. Przyszedł wtorek, trening, ciągły. 5km/4:30. I wszystko prysło. Po raz kolejny nieudany trening. Coraz mniej lubię biegi w drugim zakresie. To poczucie beznadziejności, kiedy kolejny kilometr biegnę wolniej niż powinnam. Walczę z głową, walczę z nogami. Zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego. Boli kolano, boli duży palec u lewej stopy wraz z okolicami śródstopia. Ale to tylko nadwyrężenie. Poboli i przejdzie. No przecież. 
W sobotę przełaje. Startuję na 1500m. Po tych zawodach wszystko się wyjaśni. 

Nie uczę się w weekend, bo mi się nie chce, bo odpoczywam po tygodniu. W ciągu tygodnia się nie uczę, bo nie mam czasu. I sił. Paranoja. Dostaję kolejną czwórkę, czwórkę z plusem. Mam dość. Chcę piątkę. Chcę żeby wszystko się ułożyło. 

Zmniejszyłam dawkę leku. W konsultacji z lekarzem, rzecz jasna. Może dlatego teraz jest tak szaro? Choć za oknem wiosna <3  Może to tylko taki przejściowy stan? 
Stać mnie na więcej! Ale nie potrafię wykrzesać z siebie stu procent. Ciężko mi. 
Nie porozmawiam z mamą, bo i tak mnie nie zrozumie. Kocham ją bardzo, ale to nie wystarcza. 

Czeka na mnie i chemia, i niemiecki, i "Makbet". 
Idę więc.