31 grudnia 2012

20.

Podsumowania, postanowienia. Po co to wszystko? Przecież czas na zmiany jest zawsze, niezależnie od tego czy rok się kończy czy rozpoczyna. Głupia obłuda. "W przyszłym roku będę lepszą osobą". Ciekawe... Raczej zmiana cyferki w roku nie spowoduje nie wiadomo jakich cudów. 

Ten rok nie był zły. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że był całkiem spoko. Przyszły będzie lepszy. O, i tyle. 

A dzisiaj cudowna noc, czyli Sylwester przed telewizorem z rodzicami. Zawsze o tym marzyłam! -.-
Chcę gdzieś wyjść. Tańczyć do upadłego. Jeju,jeju życie jest okrutne!

Szczęśliwego Nowego Roku! Przede wszystkim zgody, zrozumienia i świętego spokoju. 
Najebcie się w trzy dupy. O.o 

To wszystko i tak nie zmienia faktu, że czuję się jak gruba śwwwinia. Czuję? Ba - wyglądam. Udaaaaa!



Gdzie są moje obojczyki?! -.-
 

23 grudnia 2012

19.




 Mam już dość świąt, a one nawet się jeszcze nie zaczęły. Czasami... Coraz częściej dochodzę do wniosku, że faktycznie najlepiej by było gdyby się rozwiedli. Patologia do potęgi entej. Do tego brat, który zmienia się z dnia na dzień. Do wszystkich ma pretensje tylko nie do siebie. Owszem, bardzo dużo mu zawdzięczam, ale do jasnej cholery to, co ostatnio odwala przechodzi wszelkie pojęcie. Tu już nie chodzi o mnie. Najbardziej jest mi szkoda mamy.

Za dużo emocji w tej chwili się we mnie kumuluje...

Cieszę się, że jest. I chociaż niekiedy mam pretensje do Boga, dlaczego taka jest, to jednak nie chciałabym mieć żadnej innej. Dzięki niej mam dla kogo walczyć i po co walczyć. 

Żeby tradycji stało się zadość, pomimo wszystko życzę Wesołych Świąt. Przede wszystkim lepszych niż moje.





23 listopada 2012

18.

Nie wiem. Nic nie wiem. Niczego nie rozumiem. Nie rozumiem własnego życia. To wszystko przerasta mój mały móżdżek. Dziwnie się czuję. Coś rozdziera mnie od środka.Woła, krzyczy, ale nie jestem w stanie tego pojąć.
Zapoznana z wynikami próbnych testów stwierdzam, że dałam ciała i poległam na całej linii. No przepraszam, jedyne co mi wyszło, to część historia - WOS. A reszta? Reszta niech będzie milczeniem. Trzeba wyciągnąć wnioski i wziąć się w garść. Ile razy już sobie to powtarzałam? Dwa? Cztery? Nie, powtarzam to codziennie. I codziennie jest tak samo. A może to moje zbyt wygórowane ambicje? 

Ostatnio ciężki mi żyć. Z samą sobą i nie tylko. Rozumiem, że jesień, że jesienna chandra, ale bez przesady. 

Ludzie się zmieniają. Dlaczego coraz więcej nastolatków pije, pali i nie wiadomo co jeszcze? Dlaczego ich to tak jara? Może szukają sposobu na zwrócenie na siebie uwagi, niszcząc sobie przy okazji zdrowie, życie? Nie oszukujmy się. Ja również to robię. W inny sposób, ale jednak. Może wybrałam taką drogę ze względów "ekonomicznych"? Może poszłam na łatwiznę? Przestać jeść i to wszystko. Nie trzeba kupować kolejnej paczki papierosów, kolejnego piwa. Jednym słowem zero kosztów. I gdybym nie patrzyła tak na cyferki, to pewnie też wpadłabym w ten labirynt. Ale przecież alkohol = kalorie. Nie ma szans. No chyba, że w ten dzień nie zjadłabym drugiego śniadania czy kolacji. Coś za coś, nie plus coś. 

Anoreksja kliniczna? A może frytki do tego?


Odejdź, błagam... 



12 listopada 2012

17.

Jest dziwnie. Pieprzony egoizm i egocentryzm przepełnia mnie całą od palców stóp po czubek nosa...


Moje kości giną pod warstwą tłuszczu, a uwielbiana przerwa między udami robi się prawie, że niewidoczna... 
Coraz częściej bije się z własnymi chorymi myślami.
Ulubione jeansy stają się największym wrogiem.
Kolejna kanapka ląduje w szkolnym koszu. 
Od dzisiaj działam według starych, utartych schematów - dużo jedzenia, mało ruchu. Przynajmniej przez ten ciężki tydzień, który jest przede mną.
Testy, konkursy i jeszcze raz testy. 
Odetchnęłam z ulgą kiedy dowiedziałam się, że przechodzę do rejonowego z chemii. Tak bardzo mi na nim zależy. A ostatnio nic nie wychodzi mi tak jak powinno. 

Jutro testy z humanistycznych. O dziwo, ich obawiam się najmniej. :)

Pełna wiary i nadziei w swoją "wiedzę" idę powtarzać z polskiego. 
Pozdrawiam : D 

listopad 2010


lipiec 2012

31 października 2012

16.

Miliony pytań, miliony wątpliwości. Brak sensownych odpowiedzi. Ostatnio słowo "dlaczego" pada zbyt często z moich ust. Dlaczego to, dlaczego tamto... W kółko dlaczego. Cały czas próbuję sobie wmówić, że wszystko jest dobrze, a życie jest łatwe i przyjemne. Guzik prawda. 
Dlaczego na siłę szukamy i stwarzamy sobie problemy? Zatracamy się w swoim wyimaginowanym świecie pełnym wyimaginowanych problemów. 
Tabletki, odchudzanie, wymioty. Chęć zwrócenia na siebie uwagi? 
Przecież nie wygląd jest najważniejszy. 
I komu ja chcę to wmówić? Sobie? Żałosne. 
Obecnie robię cały czas kroki do przodu. Zrozumiałam, że nie mogę robić tego sobie i bliskim, a przede wszystkim mamie. Przed wyrzuceniem chleba do kosza powstrzymuje mnie myśl, że jest wiele osób, które marzą o kromce chleba. Nie potrafię już także pominąć posiłku z obawy, że mój organizm może zwariować. Czasem jeszcze boję się rzeczy, które nie mają na etykiecie magicznej tabelki. I chociaż z dnia na dzień czuję się coraz grubsza, to walczę. Dla siebie. O siebie. 

Bycie bezradnym kiedy się wie, że osoba, która jest nam bliska ma także problemy w tej kwestii, boli. Bardzo. I mam ochotę potrząsnąć ją za ramiona i wykrzyczeć: "obudź się, póki nie jest jeszcze za późno". Ale wiem, że mnie nie posłucha. Ja też nie chciałam...
Jesteś piękna i wyjątkowa. Tak Ty.  Uwierz w to!
<3 

15 października 2012

15.

Sprzeczne myśli krążą w mojej głowie. Najpierw mam wszystkiego dość, a po kilku godzinach (pozornie) wszystko wraca do normy. Ale czy aby na pewno? Podejrzewam, że i tak jutro będzie powtórka z rozrywki. Nie mam ochoty być przedmiotem, który będąc niepotrzebnym jest wyrzucany w kąt. Chyba nie na tym polega przyjaźń? Ja wszystko rozumiem. Inaczej - wszystko staram się zrozumieć. I naprawdę chcę żeby było jak najlepiej, ale nie zależy to tylko ode mnie...

Ona jest ze mną zawsze wtedy, kiedy nie ma innych. Próbuje być. Na szczęście skutecznie ją odpycham. Zresztą jestem przecież w tym dobra. Dobra w odpychaniu od siebie ludzi. 
45 kg. Gruba, tłusta świnia. A zapewniali, że nawet nie odczuję różnicy. Gówno prawda! Chcę moje 42 kg, 42 cm w udzie i 77 cm w biuście.


Na przekór temu, co ostatnio można ujrzeć za oknem. Chcę maj.

14 października 2012

14.

Zapowiada się ciężki tydzień spędzony nad książkami...

Kasza manna na mleku z cynamonem, rodzynkami, orzechami włoskimi, jabłkiem i mrożonymi jagodami; nektarynka



11 października 2012

13.

Siędzę na informatyce. Zaraz pójdę odpowiadać, a raczej dopowiedzieć co to jest formła.
Siedzę i myślę. Myślę o tym, że nie jestem chyba jeszcze gotowa na życie w związku, jak kolwiek to brzmi. Nie lubię ograniczeń, dostosowywania się do innych, kiedy tego nie chcę. Lubię robić to, na co mam ochotę. A bycie z kimś niestety wiąże się z ciągłym podporządkowywaniem się drugiej połówce. Męczy mnie to, chociaż z drugiej strony żależy mi na Nim. (Jakie to ckliwe). Jednak jeżeli teraz miałabym wybierać między "wolnością" a byciem w związku, wybrałabym to pierwsze. Chciałam mieć chłopaka, owszem, ale nie przypuszczałam, że będzie mi tak niewygodnie... Ale nie chcę Go ranić, nie teraz, kiedy wiem, że On myśli o nas poważnie.

I zastanawiam się też jak wygląda przyjaźń. Bo... Ach, kiedyś może to z siebie wyrzucę. Nie w tej chwili. Nie jestem w odpowiednim miejscu i nie jest to też najlepszy czas.

Zaraz dzwonek. Koniec lekcji. Czas na matematykę.

7 października 2012

12.

Wtorek zawody - sztafeta przełajowa, piątek zawody indywidualne. Obydwa starty nie najgorsze, jednak spodziewałam się czegoś więcej. W sztafecie drugie miejsce na trzy drużyny; indywidualnie 13. na 31 osób. Brak czasu na coś bardziej kreatywnego. Szkoła, nauka i jeszcze raz szkoła. Języka polskiego nie mam już od trzech tygodni, bo nauczycielka zachorowała. Nie mam pojęcia jak to wszystko nadrobimy, a za miesiąc próbne testy.

Wczoraj odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu. Ale nie dam jej wygrać. 



25 września 2012

11.

Wracam po ponad miesięcznej nieobecności. Tak naprawdę nie mam czasu na pisanie, bo powinnam teraz uczyć się z chemii i geografii na jutro, ale książki tak strasznie od siebie odpychają, że natychmiast wykorzystuje to komputer (zresztą nie tylko on). 
Gdybym częściej dodawała notki prawdopodobnie nie miałabym problemu pt. "jak streścić cały miesiąc w jednym poście". Zwłaszcza, że wydarzyło się sporo ważnych rzeczy. Tak więc w DUŻYM skrócie: 
Rok szkolny zaczął się dla mnie pomyślnie. Zarówno jeśli chodzi o naukę, (chociaż nie ma co się cieszyć, bo to dopiero początek całego dziesięciomiesięcznego maratonu) jak i... jakby to ująć? Sprawy sercowe. Przekonałam się, że nie warto na siłę szukać chłopaka, bo i tak prędzej czy później ta druga połówka pojawi się w naszym życiu. Tak było i jest ze mną. Mam chłopaka od... tygodnia. Strasznie dziwna to historia, ale o tym napiszę jak będę miała więcej czasu.
Ostatnia klasa gimnazjum, poważna sprawa. Mniej czasu na przyjemności, dużo więcej na naukę. Dlaczego doba nie może być dłuższa!? Właśnie przez nadmiar obowiązków i bark sił na cokolwiek przerwałam na jakiś czas treningi. I znając siebie pewnie ich już nie wznowię, bo to albo nie mam czasu, albo zimno, albo mi się nie chce. A tak polubiłam bieganie! Poza tym nadeszła jesień. Ta kalendarzowa, bo astronomiczna to już od dawna była. Wszyscy chodzą zasmarkani [xD], więc i mnie dopadło. Nic dziwnego, z moją obniżoną odpornością i tragicznie niską ilością białych krwinek, nie mogło by być inaczej. Od soboty chodzę i wciąż kaszlę, smarkam i nie wiadomo co jeszcze. Wszędzie porozrzucane zużyte chusteczki higieniczne... Wczorajszy dzień cały przeleżany w łóżku, ale dzisiaj już się "ogarnęłam" i w połowie jestem w piżamie, a w drugiej połowie mam na sobie bluzę przywiezioną z Paryża [<3]. Natomiast jutro wybieram się już do szkoły. Przez te cztery dni zdążyłam się już stęsknić za niektórymi osobami. [<3]

Chcąc nie chcąc muszę kończyć. Książki czekają. Tylko dlaczego mamy te same bieguny?
21 sierpnia 2012
 



22 września 2012












20 sierpnia 2012

10.


Ten weekend razem z mamą spędziłyśmy u dziadka na wsi. Jest to miejscowość niedaleko Grudziądza. Uwielbiam tam jeździć i robię to tak często jak tylko się da. Zazwyczaj właśnie z mamą i najczęściej towarzyszy nam również pies. Tym razem jednak uznałyśmy, że Tofik zostanie w domu pod opieką zaufanej osoby, bo tata ruszył w swoje strony. :) I przyznam szczerze, że to była dobra decyzja, bo droga powrotna była istną masakrą. Oczywiście ze względu na ostatnie upały, a wczoraj to był chyba szczyt. Na zewnątrz w cieniu[!] dobrze ponad 30 stopni Celsjusza, a w pociągu, którym jechałyśmy jeszcze większy skwar i straszliwy tłok. Słońce paliło przez okna, a ja czułam tylko jak po plecach spływają mi krople potu. Na całe szczęście ostatnia godzina jazdy była znacznie przyjemniejsza, bo miałyśmy przesiadkę do innego pociągu, w którym nie było już tak gorąco, a do tego dzięki otwartym wszystkim oknom był bardzo, bardzo przyjemny przewiew.
Tak więc w piątek po 15-tej byłyśmy na miejscu. Szybko wzięłyśmy się za obiad, bo wygłodniałyśmy po podróży. Później był czas na odpoczynek. Moja mama [podziwiam tę kobietę] była po nocce [pracuje jako pielęgniarka w Domu Pomocy Społecznej] i nie spała od czwartku rana, więc oczywistym było to, że była zmęczona.
Następnego dnia wyruszyłyśmy na wycieczkę rowerową. W planach miałyśmy ją już w lipcu, kiedy byłyśmy pierwszy raz u dziadka, ale pogoda skutecznie nam to uniemożliwiła. Naszym celem był pobliski Radzyń Chełmiński, w którym to znajdują się ruiny zamku krzyżackiego. Moja mama wiedziała o nich od zawsze. Ja dowiedziałam się w zeszłym roku całkiem przypadkiem podczas stypy urządzonej w restauracji w tej miejscowości. Tak na marginesie, to znajduje się ona w znakomitym punkcie, bo patrząc z niej przez okno rozpościera się widok na te właśnie ruiny. Oby dwie nie liczyłyśmy na nic wybuchowego ani zaskakującego, ot zwykłe mury. Na miejscu okazało się jednak, że jest co zwiedzać. 



Cała wycieczka rowerowa liczyła około 15km. Niedużo, ale było bardzo fajnie. To była główna atrakcja minionego weekendu. Resztę dnia spędziłyśmy wspólnie z dziadkiem na najlepszej na świecie działce <3 Niestety dziadek jest już coraz starszy, ma mniej sił i do tego od ośmiu lat walczy z rakiem. W zeszłym roku umarła moja babcia. Co prawda ogród to już nie ten sam ogród, co sprzed kilku lat, kiedy tętnił życiem. Jednak wciąż jest miejscem, w którym czuję się naprawdę wspaniale. 

Mama i dziadek - malinowi wyjadacze

Wczorajsze zbiory i dzisiejsze pyszne śniadanie z malinami w roli głównej


 Podsumowując był to jeden z najlepszych weekendów tych wakacji. I moim zdaniem nie trzeba wyjeżdżać za granicę, by spędzić najlepsze wakacje swojego życia. A zapożyczanie się tylko po to, by wyjechać gdzieś na kilka dni, a potem harowanie przez cały rok żeby oddać dług nie ma zupełnie sensu.

Do napisania! :)