2 maja 2014

42. Z motyką na słońce?

Chyba wczoraj zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę czeka mnie w ten weekend. To jednak nie był najlepszy pomysł, ale odwrotu ju nie ma. Zależy mi na obydwu startach - jutro w połówce, a w niedzielę w Toruniu. I jedne i drugie zawody będą dla mnie rzeczą nową. Pierwszy start w półmaratonie, pierwszy start w sezonie na stadionie. Nie oszukujmy się, bieganie zawodów dwa dni pod rząd, do tego jedne z nich wymagające przynajmniej tygodniowej regeneracji, jest dużym obciążeniem dla organizmu. Do tego dochodzi jeszcze męcząca jazda pociągiem. Za pół godziny ruszam do Grudziądza, gdzie będę o godzinie 16 z minutami (te pasujące połączenia <3). Dzisiaj też zamierzam odebrać pakiet startowy, co by mieć to jutro już z głowy. Jakiś obiad w między czasie i po osiemnastej znowu wsiadam w pociąg, żeby dotrzeć do dziadka - czternaście kilometrów, więc znośnie. Sobota - wiadomo - bieg. Trochę się... boję? I pojawiły się też małe organizacyjne problemy, o których napiszę po powrocie. 
A niedziela to kolejny dzień majówkowych przygód i zapieprzania już od rana. O 06:50 wsiadam w pociąg i ruszam do Torunia. Mam jednak nadzieję, że wszystko ułoży się tak, że będę mogła jechać późniejszym pociągiem.

Czas goni. Muszę się zwijać. 
Życzcie mi powodzenia. Trzymajcie kciuki, pliss! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz