Cudownie. Po prostu cudownie! Nienawidzę kiedy planuję coś na przód, a potem muszę te plany zmieniać. Chyba o grudziądzkim półmaratonie mogę sobie tylko pomarzyć (dzięki Trener!). Nie pisałam o tym wcześniej, bo myślałam, że wszystko i tak pójdzie po mojej myśli. Pewnego razu postanowiłam powiedzieć trenerowi, że zapisałam się na półmaraton. Pożałowałam. Stwierdziłam, że niepotrzebnie otwierałam gębę. Mogłam siedzieć cicho. Trener oznajmił, że nie jest to najlepszy pomysł, że za rok nie widzi przeszkód, natomiast teraz powinnam pobiegać na stadionie, że 10 maja mamy początek sezonu, że będę mu zdychać przez cały miesiąc. Pomyślałam dobra, dobra. Ja wiem swoje i tak pobiegnę. Nic się nie stanie, wszystko będzie okej. I żyłam z tym przekonaniem. Do dzisiaj. Coś mnie tknęło żeby zobaczyć czy trener wpisał nas już na ten start w Gdańsku bodajże. Na internetowych zgłoszeniach nie znalazłam tych zawodów, natomiast coś podpowiedziało mi żeby zobaczyć listę zapisanych osób na Otwarte Mistrzostwa Torunia. Wchodzę, szukam, patrzę... Ouł. Bingo. Chojniczanka Chojnice. No siema. Moje nazwisko, konkurencja 600m. Data zawodów: 4 MAJA! Świetnie. Wspaniale. Normalnie chcę kląć, ale nie, byłam przecież u spowiedzi i staram się oduczyć używania tych brzydkich słów. Powtórzę: 4 MAJA! Serio? Naprawdę? Dzień po półmaratonie? To żart, prawda?
Jestem w kropce. Nie wiem co robić. Chce mi się płakać.
Dlaczego trener informuje nas o wszystkim na ostatnią chwilę? Dlaczego tam zajrzałam?
Dziś miało być 20 kaemów. Tak na dwa tygodnie przed startem. Straciłam ochotę.
I już nie wiem co jest gorsze. To, że nie będę mogła pobiec, czy to, że wpisowe przepadnie...
I już nie wiem co jest gorsze. To, że nie będę mogła pobiec, czy to, że wpisowe przepadnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz